Rok 2012 jest rokiem jubileuszowym Gustava Klimta. Właśnie na ten czas przypada
150. rocznica jego urodzin. Na kartach historii artysta ten zapisał się jako
najwybitniejszy malarz austriacki oraz przedstawiciel wiedeńskiej secesji. Dla
jednych to kontrowersyjny geniusz, dla drugich miernota bez talentu. A dla
mnie? No, właśnie…
Moja przygoda z Klimtem rozpoczęła się jakieś 7 lat temu. Chcąc, nie
chcąc trwa do dzisiaj i najprawdopodobniej będzie trwała do końca moich dni.
Nie jest to jednak żaden namiętny romans. Wszystko zaczęło się od obrazu Pocałunek,
który to niejaka Pani Alicja S. – moja ówczesna nauczycielka wiedzy o kulturze,
kazała nam zanalizować. Pamiętam, że podała kilka tytułów, ale (do dziś nie
wiem, czemu) Klimt zrobił największą furorę. Akurat ja nie pokusiłam się o
wybór jego dzieła – zdecydowałam się na Kolosa Francisco Goi i całkiem
nieźle na tym wyszłam. Pocałunek zafascynował jednak moją N., co mnie wcale nie dziwi, bo Ona lubi takie miłosne smaczki.
Dziś wiem, że Pocałunek jest najważniejszym dokonaniem w twórczości
Gustava Klimta oraz szczytowym osiągnięciem europejskiej secesji. Pracę nad
obrazem malarz rozpoczął w 1907 r., czyli w najbardziej produktywnym okresie
swojego życia – w tym samym czasie powstał m.in. Portret Adeli Bloch-Bauer I
oraz Nadzieja II. Pocałunek przedstawia przytuloną parę zakochanych na łące pełnej kwiatów.
Mężczyzna pochyla się nad kobietą, a ona, mocno w niego wtulona, czeka na
pocałunek. Ornamentykę męskiej postaci cechują prostokątne i kwadratowe
kształty, podczas gdy w sylwetce kobiety dominują miękkie linie i kwiatowe
wzory. Parę otacza złota aureola, kończąca się jednak na ich nagich stopach,
których palce, mocno zakrzywione, są silnie wczepione w podłoże. Jednocześnie para przezwycięża tę resztkę siły grawitacji i wymyka się w sferę
przypominającą złote tło bizantyjskich mozaik, wolną i sprawiającą
wrażenie świętej.
Motyw zakochanej pary, złączonej w pocałunku, interesował
Klimta przez całe życie. Wariacje na ten temat można znaleźć już w jego
wczesnej twórczości. Powstały w 1902 r. Fryz Beethovena,
charakteryzujący się bogatą ornamentyką i zastosowaniem złotej barwy, stanowi
ważny krok w artystycznym rozwoju tego artysty. Jednakże punktem kulminacyjnym
„złotego okresu” w jego twórczości jest właśnie Pocałunek.
Tyle wiem na temat Gustava Klimta i to mi z zupełności
wystarczy, bowiem głębokim uczuciem do niego nie zapałałam. Przypuszczam, że
moi koledzy i koleżanki ze szkoły średniej mniej więcej to samo napisali w
swojej pracy analitycznej, w czym pomógł im Internet oraz inne źródła naukowe.
Nie wystarczyło to jednak Pani Alicji S., wymagającej od nastolatków zajętych
własnymi młodzieńczymi problemami, żyjących w erze popkultury górnolotnego eseju
o wybitnym dziele sztuki. No i posypało się mnóstwo pał. Ja należałam do
nielicznego grona szczęśliwców, którzy otrzymali aż tróje! Tę kobietę było
strasznie ciężko zadowolić!
Często do tego wracamy, ponieważ moja kochana N. nie może
zboleć, że dostała jedynkę, a przecież tak się starała, tak się wczuła w
sytuację… Jakiś rok temu zadzwoniła do mnie z informacją, że robi porządki i
znalazła tą nieszczęsną pracę o Klimcie. I co się okazało? Wcale nie złapała
lufy, tylko tróję! Przez około 5 lat żyła w nieświadomości i nie mogła wybaczyć
Pani Alicji S., iż tak ją niesprawiedliwie oceniła. Do dziś dnia się z tego
śmiejemy. Jak sobie przypomnę tę radość, tą euforię, ten entuzjazm w Jej głosie
to mi się na sercu robi cieplej i uśmiecham się sama do siebie…
Tak oto wyglądają moje stosunki z Gustavem Klimtem, który
już zawsze będzie obecnym w moim życiu. I życiu N., oczywiście. Biedaczka, do
dnia dzisiejszego nie może patrzeć na nic, co ma Guciem związek, nie mówiąc już
o tym cholernym Pocałunku…
Skoro mowa o pocałunku... N. tę piosenkę lubi.