Wóda, prochy, dziwki, ekskluzywna limuzyna, a wszystko
okraszone soczystymi bluzgami – oto przepis na wieczór kawalerski po polsku. Przynajmniej
tak twierdzą twórcy zmiażdżonej przez krytyków Kac Wawy.
Ciężko mówić o fabule tego filmu, bo jej po prostu nie
ma. Szyc gania ze spluwą za Gąsiorowską, pijana Bohosiewicz śpi pod łóżkiem,
Karolak robi za pseudo Berlusconiego, Żurawski pieprzy się z Włodarczyk, a
Milowicz ma sraczkę. Ot, cała tajemnica!
Pewne było, że rodzima produkcja będzie porównywana do
amerykańskiego przeboju, chociaż polscy filmowcy od początku zastrzegali, że ich pomysł był pierwszy i jest inspirowany
prawdziwymi wydarzeniami. To prawda – te filmy mają ze sobą niewiele wspólnego. Zasadnicza różnica polega na wartościach
propagowanych przez obydwa obrazy. Rodzimy "kac" jest wyłącznie pochwałą
hedonizmu i rozpusty, natomiast wersja zachodnich sąsiadów stanowi przede wszystkim triumf
męskiej przyjaźni. Chlanie, ćpanie i bzykanie są jedynie pretekstem do pokazania
trwałej jak stal więzi łączącej kilku zwariowanych facetów.
Idąc do kina, nie przeczytałam żadnej recenzji. Dobrze,
że bilet kosztował mnie jedyne 9 zł – gdybym miała zapłacić pełną sumę to
klęłabym w niebogłosy. Producenci zatrudnili znane twarze z pierwszych stron
gazet, narobili mnóstwo szumu, Doda zaśpiewa promującą piosenkę, a jednak film
okazał się kompletną klapą. Dlaczego? Przecież Polacy lubią takie historie.
Może za bardzo cenimy amerykański hit? Chociaż moim skromnym zdaniem ten też do
arcydzieł nie należy.
Fachowcy zmieszali Kac Wawę z błotem, rozdeptali jak karalucha (delikatnie mówiąc), ale muszę przyznać, że ja w
trakcie seansu uśmiechnęłam się parę razy. Kilka zabawnych tekstów przewinęło
się przez ekran, ale poza tym dialogi nie powalają. Rozbawił mnie taniec
nabuzowanego dopalaczami Borysa Szyca (nie zdziwiłabym się, gdyby podczas zdjęć rzeczywiście się znieczulał), Misiek Koterski w roli niewydarzonego
klienta burdelu oraz Przemysław Bluszcz przebrany za ponętną niewiastę. Nic po
za tym. Nacieszyłam odrobinę oko Antkiem Pawlickim, którego ubóstwiam. Nie
mniej jednak zdecydowanie bardziej wolę go w roli przedwojennego amanta niż pijanego przygłupa. Swoją
drogą mam nadzieję, że obsada nieźle się na tym filmie obłowiła. Nie widzę
innego powodu, dla którego plejada polskich, zdolnych aktorów zgodziła się
wystąpić w tym "wybitnym dziele".
Zaciekawiła mnie wypowiedź reżysera, który w wywiadzie
dla radiowej Czwórki wyznał, że nakręcił ten film, by zobaczyć, jak się "cycki
trzęsą w 3D". Niezły powód, żeby wywalić w błoto kilka ładnych milionów. Niestety,
cycki wypadły marnie. Gołe dupy też nie pomogły. W ogóle ten cały trójwymiar jest w
tym filmie tak potrzebny jak łysemu grzebień.
Tak na marginesie to strach
pisać o tej produkcji, bo każdy kto pokusi się o negatywną opinię może zostać pozwany
przez twórców do sądu. Przekonał się o tym Tomasz Raczek – publicznie napisał,
że "ten film jest jak choroba, jak nowotwór złośliwy: zabija wiarę w kino i
szacunek do aktorów". Producent się wkurzył i postraszył organami
sprawiedliwości. Obraz skrytykowała również Doda, która po premierze powiedziała: "ja nie widzę stolicy w ten sposób, czyli od
strony dziwek i kurwiarzy!". Podejrzewam, że musiała się ostro tłumaczyć, bo
jakby nie było dobrowolnie zgodziła się wziąć udział w tym projekcie. Chociaż
kogo by nie skusiło 100 tysięcy złotych polskich?
Kac Wawa
premiera: 2012
kraj: Polska
kraj: Polska
reżyser: Łukasz Karwowski
gatunek: komedia
czas trwania: 1 godz. 40 min.
"Cacko", za które Doda zgarnęła tyle kasiory:
Nie wiem czemu jak na razie jestem jedyną komentującą, ale mnie też to denerwuje i ja też tym żyję więc wręcz muszę coś napisać.
OdpowiedzUsuńKolejny bardzo trafiony post. Ja bym jeszcze poszła o krok dalej i zastanowiła się nas tym dlaczego w ogóle tego typu filmy bawią społeczeństwo. Akurat ten był niewypałem na tyle, że wszyscy się zbulwersowali, ale wyszło wiele podobnych, które mimo małej aprobaty krytyków, bawiły do rozpuku całą resztę. Czy z moim poczuciem humoru jest coś nie tak?
Myślę, że nie tylko Twoje poczucie humoru "szwankuje". Sama zastanawiam się nad fenomenem polskich komedii i ich wpływem na społeczeństwo. Postaram się poświęcić temu osobną notatkę, bo to jest dość obszerny i intrygujący temat.
OdpowiedzUsuńKac Wawa to rzeczywiście dno, a nawet głębiej. Ja nie uśmiechnęłam się podczas seansu ani razu. Nie mogłam uwierzyć, że coś takiego można stworzyć i odniosłam wrażenie, że twórcy tego "dzieła" mają potencjalnych widzów za całkowitych niedorozwojów. Chociaż już po opuszczeniu sali kinowej, poza głosami pań, które określiły Kac Wawę jako "tragedię", słychać było też panów i "fabuły wprawdzie nie było, ale nie było tak źle". Oczywiście, w końcu były cycki, były dupy, nie było źle... Chyba jestem zbyt wymagająca :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńPodobno cycki są gwarancją sukcesu.. Jak widać - nie w każdym wypadku. Pomijając samą żenującą fabułę, zastanawia mnie ta cała afera z czarnym PRem. Nie zdziwiłabym się, gdyby to był celowy zabieg marketingowy. Być może twórcy myślą, że tym sposobem ściągną publiczność. Już dawno żaden film nie wywołał tak dużej afery medialnej. Szkoda tylko, że rozgłos dotyczy takiej szmiry, bo wbrew pozorom mamy dobre, aczkolwiek niedocenione produkcje.
OdpowiedzUsuń.
OdpowiedzUsuńNie zawsze to tak wszystko wygląda i nie wierzcie w taki filmy, bo ludzie później mają różne wyobrażenia. Koniecznie musicie zajrzeć sobie na stronę https://neworleans.pl/wieczor-kawalerski-w-warszawie/ aby przekonać się, jak wygląda prawdziwy i porządny klub go-go.
OdpowiedzUsuń