Kilka dni temu wybrałam się na pierwszy w tym roku wiosenny spacer. Słońce, subtelny wiaterek, ćwierkające ptaszki, zakochane pary, wrzeszczące dzieci - poprostu bosko.
Delektowałam się zapachem delikatnego powietrza, kiedy niespodziewanie stałam
się świadkiem przykrego incydentu, który kompletnie wyprowadził mnie z
równowagi i zepsuł resztę dnia.
Przykro mi o tym mówić, ale na własne oczy
widziałam i na własne uszy słyszałam, jak dwóch rosłych typków w dresach, z
krótko ostrzyżonymi glacami i fają w gębie, naśmiewa się i ubliża grupie ludzi o
ciemnym kolorze skóry (podejrzewam, że to studenci, którzy przyjechali do
nas w ramach wymiany akademickiej). Padły różne określenia – „brudasy”,
„śmiecie”, „terroryści”, „darmozjady”, „czarne dziwki”, a do tego cała gama
typowo polskich epitetów. To było straszne. Wydaje mi się, iż adresaci tego
wywodu nie znają języka polskiego, bo nie dali się sprowokować. Całe szczęście
– strach pomyśleć co by było, gdyby zrozumieli słowa tych „światłych
dżentelmenów”.
Przyznaję, że nie zareagowałam, chociaż
powinnam. Wstyd mi, ale zwyczajnie się bałam. Swoją drogą może dobrze się
stało, bo gdybym zaczęła kłapać dziobem to istnieje duże prawdopodobieństwo, że
wróciłabym do domu z podbitym okiem.
Wiem, że rasizm był, jest i będzie, ale
pierwszy raz w życiu spotkałam się z jego przejawami w tak jawny i bezpośredni
sposób. Na świecie słyniemy ze ogromnej gościnności, ale niestety nigdy
nie byliśmy narodem tolerancyjnym i otwartym na mniejszości kulturowe. Wystarczy przejść
się polskimi ulicami, aby przeczytać rasistowskie, antysemickie i ksenofobiczne
hasła pisane na murach przez „prawdziwych patriotów”. W radiu i telewizji często pojawiają
się informacje o atakach, napadach i pobiciach osób innych narodowości,
zwłaszcza osób o odmiennym kolorze skóry. Nie wspomnę już o Internecie, który
jest idealnym miejscem do plucia rasistowskim jadem –
ksenofobiczne filmiki, obrazki i kawały, fora, na których wypowiadają się
„rdzenni Polacy” etc. etc. To przykre, ale Afrykanie, Azjaci, Czeczeni,
Afgańczycy, Hindusi, a nawet Romowie i Żydzi, od zarania dziejów będący stałym elementem naszej kultury, nie mają w Polsce łatwego życia.
Niby wszyscy wiedzą, że dyskryminacja na
tle rasowym jest zjawiskiem na wskroś negatywnym i pozbawionym wszelkich
prawidłowości oraz podstaw moralnych. Z każdej strony słychać głosy, iż jest to
przeszłość, iż zachowania rasistowskie nie mają miejsca we współczesnym
świecie. Jednak, czy to do końca prawda? Oczywiście, w porównaniu do zachowań i
działań, podejmowanych jeszcze 100 lat temu, czasy dzisiejsze są znacznie
bardziej tolerancyjne. Niemniej jednak wydaje mi się, że polskie władze wykazują
wciąż za mało inicjatywy, by zwalczać przejawy ksenofobii, megalomani i
rasizmu. Pociesza mnie fakt, iż w polskich mediach pojawia się coraz więcej
cudzoziemców, którzy być może otworzą oczy naszym rodakom. Dużą rolę odgrywa
także szkoła, kształtująca młodych obywateli – aczkolwiek ta, odnoszę wrażenie, triumfów w
tej dziedzinie nie świeci.
Cholera,
żyjemy w XXI wieku – erze otwartych granic, migracji i przenikania się kultur,
dzięki czemu możemy spodziewać się spotkania z „kolorowym” tam, gdzie „psy
dupami szczekają”, a jednak jesteśmy totalnie zacofani. Wydawać by się mogło,
że w kontekście tak ogromnego skoku cywilizacyjnego, zjawisko rasizmu właściwie
nie istnieje, lecz niestety, to tylko złudne marzenia. Mam nadzieję, iż Pan Tusk oraz jego następcy zrzucą różowe
okulary, opuszczą swoje luksusowe wille kupione za ciężko zarobione pieniądze
podatników i wyjdą na ulice, by dostrzec ten palący problem, a potem zaczną działać.
Przy okazji przypomniał mi się cytat z
książki Tony’ego Parsonasa pt. Miłość to wszystko, czego potrzebujesz,
który pasuje do poruszonego przeze mnie problemu. Pozwoliłam go sobie
przywołać:
„-
Skip, sądzisz, że ludzie mogą kochać czarną muzykę i nadal pozostać rasistami?
Skip
Jones wzruszył ramionami.
- Nie
wiem, stary. Niestety, chyba tak, ludzie mogą kochać czarną muzykę i
nienawidzić czarnych ludzi; może jednak nie, jeśli słuchają jej dość dużo.”
Ciekawa jestem, co na ten temat powiedziałyby
te dwa nierozgarnięte chłyski z zaburzeniem osobowości, których miałam wątpliwą
przyjemność spotkać. Aczkolwiek przypuszczam, że nie są w stanie wysilić tych swoich tępych móżdżków, by wydać jakąkolwiek opinię i nie obrazić przy tym nikogo. A Wy, jak myślicie? Można kochać czarną muzykę i
nienawidzić czarnych ludzi?
Jeden z wielu moich ulubionych "czarnych" kawałków:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz